_______________________________________________
Usłyszałam czyjeś kroki i odruchowo moje
spojrzenie przeniosło się na wejście do biblioteki. To, kogo tam ujrzałam
sprawiło, że w jednej chwili serce podeszło mi do gardła. W drzwiach stał nie
kto inny jak… Syriusz Black.
-
Na brodę Merlina, zwariowałam. Mam już nawet halucynacje – przeszło mi od razu
przez myśl. – Łapa w bibliotece? To niemożliwe!
Mój objaw psychicznej choroby zawahał
się, ale już po chwili kroczył w moim kierunku z nonszalanckim uśmiechem. Sekundy
zdawały się być teraz nieznośnie długimi, mijającymi w napięciu godzinami. Za
nim do pomieszczenia wbiegł James, rozburzając ręką swoje włosy, które i bez tego były w wyjątkowym nieładzie. Na
jego widok odetchnęłam z ulgą – nie przywidziało mi się, może jeszcze jestem
całkiem normalna.
Spojrzałam niepewnie na Lily. Była
wyraźnie zakłopotana. Chciałam już się podnieść, ale kiedy zobaczyłam, że Black
przystanął, a jego wyraz twarzy zmienił się w jednej chwili, postanowiłam
zostać na miejscu. Teraz również się uśmiechał , ale tym razem kpiąco, a szare
oczy zwróciły się w innym kierunku.
-
No, no Smarkerus – powiedział, wchodząc w jedną z dróg między regałami.
Westchnęłam
ciężko, wiedząc już jak prawdopodobnie potoczą się najbliższe wydarzenia. Po
chwili Syriusz ciągnął, a właściwie szarpał czarnowłosego chłopaka za kołnierz,
prowadząc go w naszą stronę z uniesioną różdżką. James’a ten widok wyraźnie
rozbawił i idąc w ślady Syriusza również sięgnął do kieszeni.
-
Myślisz, że możesz tak bezkarnie podsłuchiwać? – zapytał, a jego różdżka
znalazła się tuż przy brodzie Ślizgona.
-
Nikogo nie…
-
Zamknij się. Silencio! – przerwał mu Black.
– Co teraz z nim zrobimy, Rogaczu?
-
Zaraz ci powiem, Black. Natychmiast go puścicie! – zirytowała się rudowłosa.
–
Przykro mi kochanie, ale nie możemy go ot tak wypuścić – powiedział James i
uśmiechnął się do niej uwodzicielsko. Ta, by nie wybuchnąć na ten widok
śmiechem, przegryzła dolną wargę.
-
Nie nazywaj mnie tak, Potter – utkwiła wzrok w czubkach swoich butów,
przyzwalając tym samym, aby rude kosmyki włosów swobodnie opadały na jej twarz.
-
Jak sobie życzysz, skarbie – westchnął. Dziewczyna teatralnie przewróciła
oczami.
-
Dobra, wystarczy tych czułości – wyszczerzył się Syriusz, niedbale obracając
różdżką.
-
Skąd wy w ogóle się tutaj wzięliście? – zapytałam, wciąż nie mogąc do końca
uwierzyć swym oczom.
-
Chciałem sprawdzić czy to, co mówiłaś o tym pomieszczeniu z książkami to prawda
– odpowiedział z uśmiechem, rozglądając się dookoła. W między czasie
przytrzymywał coraz mocniej wyrywającego się Ślizgona.
-
A tak na poważnie? – teraz ja próbowałam powstrzymać się od śmiechu.
-
A tak na poważnie – powtórzył za mną James. – To sam chciałbym wiedzieć.
Lily
pokręciła głową z politowaniem. Kąciki jej ust uniosły się odrobinę wyżej. Zadziwiła
mnie jej postawa. Nie dość, że jeszcze ani razu nie wrzasnęła na Potter’a, to
jeszcze teraz na jej twarzy błąkał się nieśmiały uśmiech. To zdecydowanie nie
była ta Evans, którą znałam.
Wtem
pojawiła się pani Pince, która opiekowała się biblioteką. Była wyraźnie
niezadowolona z widoku, który zastała. Zresztą nikogo z nas chyba to nie
zdziwiło – dla tej kobiety nawet nieznaczne podniesienie głosu w tym
pomieszczeniu wydawało się strasznym, karygodnym przestępstwem. Po wielu upomnieniach
i wykrzyczanych uwagach stwierdziliśmy zgodnie, że bezpieczniej dla naszego
dalszego życia będzie opuścić to miejsce.
***
Niebo, szczelnie pokryte ciemnymi
chmurami zaczęło się nieznacznie przejaśniać, a burza zdawała się odchodzić
powoli w dalsze okolice. Z książką do obrony przed czarną magią udałam się do
pokoju wspólnego. Już w bibliotece postanowiłam sobie, że praktykę pozostawię
na później. Omiotłam pomieszczenie spojrzeniem. Panował w nim względny spokój,
zapewne ze względu na to, że brakowało w nim huncwotów.
Chcąc w końcu wziąć się do roboty
zorientowałam się, że nie mam przy sobie różdżki. Wróciłam więc do pokoju by
jej poszukać, niestety bezskutecznie. Postanowiłam pójść w kierunku biblioteki
z ogromną nadzieją, że jeszcze ją gdzieś znajdę. Na szczęście po drodze
natknęłam się na Remusa.
-
Tego szukasz? – zapytał wyciągając do mnie rękę, w której trzymał mą różdżkę.
-
Gdzie ją znalazłeś? – spytałam, chowając ją do kieszeni.
-
Leżała w bibliotece – odparł. – Od razu rozpoznałem, że to twoja.
-
Wielkie dzięki. Już myślałam, że jej nie znajdę.
-
To może w ramach podziękowań wybierzesz się ze mną na spacer? – uśmiechnął się
lekko.
-
Chętnie, ale dobrze wiesz, że i bez tego bym poszła – zaśmiałam się.
Powoli
ruszyliśmy w kierunku wyjścia z zamku. Przez całą drogę myślałam o Syriuszu.
Przecież… wtedy, kiedy mnie pocałował tak naprawdę nic nie poczułam. Dlaczego
teraz nachodzą mnie takie, a nie inne myśli?
„Daje ci jasno do zrozumienia, że mu się podobasz”.
„Daje ci jasno do zrozumienia, że mu się podobasz”.
Tak,
w tej kwestii Remus miał racje. Ale czy chce być jego kolejną zdobyczą,
dziewczyną do kolekcji?
„Żeby się mną pobawił i zostawił tak jak każdą inną? W życiu!”
„Żeby się mną pobawił i zostawił tak jak każdą inną? W życiu!”
Zawsze
był taki jak Rogacz. Ale może Syriusz się zmienił, w końcu coś zrozumiał? Choć
bardziej prawdopodobne jest, że to tylko moje przypuszczenia. Więcej wskazywało
na to, że wciąż jest tym samym, grającym na uczuciach innych egoistą.
„Cholera, Emily ile razy
mam ci powtarzać, że między nami koniec?”
Czy
kiedy się ze mną całował był jeszcze z tą całą Emily? I nie zważając na nic
wykorzystał sytuację? Dlaczego wtedy to zrobił? Dla zabawy?
-
O czym myślisz? – odezwał się nagle Remus. – Albo raczej powinienem zapytać: o
kim?
-
O… O nikim – wybełkotałam. Po jego minie zorientowałam się, że nie do końca
satysfakcjonuje go taka odpowiedź.
-
Więc kim jest ten nikt? – dopytywał, delikatnie się przy tym uśmiechając.
-
Nic nie znaczącym kretynem, który w jakiś zdumiewający sposób wtargnął do moich
myśli i za nic nie chce ich opuścić – wyrzuciłam, zastanawiając się przez
chwilę nad prawdziwością moich słów.
Chłopak
spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-
To chyba musi być jakiś mistrz legilimencji – stwierdził, wciąż lekko się
uśmiechając. – Ale powiedz mi szczerze… Co się stało? – zapytał po chwili.
-
Nic – mruknęłam. – Po prostu wszystko ostatnio jest takie… - przerwałam na
chwilę, myśląc jak dobrze to ująć. – Inne.
-
Inne?
Westchnęłam
słysząc kolejne pytanie. Jak niby powiedzieć, że nie radzę sobie z własnymi
uczuciami? Ba, nawet nie jestem do końca pewna ich istnienia.
-
Tak… Inne. Nawet nie potrafię tego wyjaśnić – odparłam w końcu.
Starałam
się uniknąć jego spojrzenia, zupełnie jakbym bała się, że będzie w stanie
odczytać wszystko z mojej twarzy. Niestety nie uszło to uwadze Remusa. Po
chwili stanął przede mną, blokując mi drogę tak, że w końcu byłam zmuszona na
niego spojrzeć.
-
Co ty robisz? – zapytałam cicho, spuszczając głowę.
-
Martwię się o ciebie – odpowiedział.
-
Nie masz do tego żadnego powodu.
Tym
razem to on westchnął. Dotknął dłonią mojego podbródka i uniósł go delikatnie
tak, że nasze spojrzenia się spotkały, a usta dzieliły zaledwie centymetry.
Czułam jego ciepły, niespokojny oddech na mej twarzy. Mimowolnie wzdrygnęłam
się przez doznanie tej bliskości, która w wysokim stopniu przypomniała mi
sytuację z Syriuszem podczas szlabanu. Tak naprawdę po prostu się bałam, byłam
wręcz przerażona myśląc, co będzie dalej. Nie chciałam tracić przyjaciela
właśnie wtedy, kiedy uświadomiłam sobie, że nim jest.
-
Mam. I to wiele, ale jeden przede wszystkim. Nie chce i nie pozwolę byś była
smutna.