Harry Potter - Empty Caldron -->

piątek, 3 sierpnia 2012

10. „Mistrz legilimencji”

Tym razem dedykacja dla Sylwii ;)
_______________________________________________

Usłyszałam czyjeś kroki i odruchowo moje spojrzenie przeniosło się na wejście do biblioteki. To, kogo tam ujrzałam sprawiło, że w jednej chwili serce podeszło mi do gardła. W drzwiach stał nie kto inny jak… Syriusz Black.
- Na brodę Merlina, zwariowałam. Mam już nawet halucynacje – przeszło mi od razu przez myśl. – Łapa w bibliotece? To niemożliwe!
Mój objaw psychicznej choroby zawahał się, ale już po chwili kroczył w moim kierunku z nonszalanckim uśmiechem. Sekundy zdawały się być teraz nieznośnie długimi, mijającymi w napięciu godzinami. Za nim do pomieszczenia wbiegł James, rozburzając ręką swoje włosy, które  i bez tego były w wyjątkowym nieładzie. Na jego widok odetchnęłam z ulgą – nie przywidziało mi się, może jeszcze jestem całkiem normalna.
Spojrzałam niepewnie na Lily. Była wyraźnie zakłopotana. Chciałam już się podnieść, ale kiedy zobaczyłam, że Black przystanął, a jego wyraz twarzy zmienił się w jednej chwili, postanowiłam zostać na miejscu. Teraz również się uśmiechał , ale tym razem kpiąco, a szare oczy zwróciły się w innym kierunku.
- No, no Smarkerus – powiedział, wchodząc w jedną z dróg między regałami.
Westchnęłam ciężko, wiedząc już jak prawdopodobnie potoczą się najbliższe wydarzenia. Po chwili Syriusz ciągnął, a właściwie szarpał czarnowłosego chłopaka za kołnierz, prowadząc go w naszą stronę z uniesioną różdżką. James’a ten widok wyraźnie rozbawił i idąc w ślady Syriusza również sięgnął do kieszeni.
- Myślisz, że możesz tak bezkarnie podsłuchiwać? – zapytał, a jego różdżka znalazła się tuż przy brodzie Ślizgona.
- Nikogo nie…
- Zamknij się. Silencio! – przerwał mu Black. – Co teraz z nim zrobimy, Rogaczu?
- Zaraz ci powiem, Black. Natychmiast go puścicie! – zirytowała się rudowłosa.
– Przykro mi kochanie, ale nie możemy go ot tak wypuścić – powiedział James i uśmiechnął się do niej uwodzicielsko. Ta, by nie wybuchnąć na ten widok śmiechem, przegryzła dolną wargę.
- Nie nazywaj mnie tak, Potter – utkwiła wzrok w czubkach swoich butów, przyzwalając tym samym, aby rude kosmyki włosów swobodnie opadały na jej twarz.
- Jak sobie życzysz, skarbie – westchnął. Dziewczyna teatralnie przewróciła oczami.
- Dobra, wystarczy tych czułości – wyszczerzył się Syriusz, niedbale obracając różdżką.
- Skąd wy w ogóle się tutaj wzięliście? – zapytałam, wciąż nie mogąc do końca uwierzyć swym oczom.
- Chciałem sprawdzić czy to, co mówiłaś o tym pomieszczeniu z książkami to prawda – odpowiedział z uśmiechem, rozglądając się dookoła. W między czasie przytrzymywał coraz mocniej wyrywającego się Ślizgona.
- A tak na poważnie? – teraz ja próbowałam powstrzymać się od śmiechu.
- A tak na poważnie – powtórzył za mną James. – To sam chciałbym wiedzieć.
Lily pokręciła głową z politowaniem. Kąciki jej ust uniosły się odrobinę wyżej. Zadziwiła mnie jej postawa. Nie dość, że jeszcze ani razu nie wrzasnęła na Potter’a, to jeszcze teraz na jej twarzy błąkał się nieśmiały uśmiech. To zdecydowanie nie była ta Evans, którą znałam.
Wtem pojawiła się pani Pince, która opiekowała się biblioteką. Była wyraźnie niezadowolona z widoku, który zastała. Zresztą nikogo z nas chyba to nie zdziwiło – dla tej kobiety nawet nieznaczne podniesienie głosu w tym pomieszczeniu wydawało się strasznym, karygodnym przestępstwem. Po wielu upomnieniach i wykrzyczanych uwagach stwierdziliśmy zgodnie, że bezpieczniej dla naszego dalszego życia będzie opuścić to miejsce.



***



Niebo, szczelnie pokryte ciemnymi chmurami zaczęło się nieznacznie przejaśniać, a burza zdawała się odchodzić powoli w dalsze okolice. Z książką do obrony przed czarną magią udałam się do pokoju wspólnego. Już w bibliotece postanowiłam sobie, że praktykę pozostawię na później. Omiotłam pomieszczenie spojrzeniem. Panował w nim względny spokój, zapewne ze względu na to, że brakowało w nim huncwotów.
Chcąc w końcu wziąć się do roboty zorientowałam się, że nie mam przy sobie różdżki. Wróciłam więc do pokoju by jej poszukać, niestety bezskutecznie. Postanowiłam pójść w kierunku biblioteki z ogromną nadzieją, że jeszcze ją gdzieś znajdę. Na szczęście po drodze natknęłam się na Remusa.
- Tego szukasz? – zapytał wyciągając do mnie rękę, w której trzymał mą różdżkę.
- Gdzie ją znalazłeś? – spytałam, chowając ją do kieszeni.
- Leżała w bibliotece – odparł. – Od razu rozpoznałem, że to twoja.
- Wielkie dzięki. Już myślałam, że jej nie znajdę.
- To może w ramach podziękowań wybierzesz się ze mną na spacer? – uśmiechnął się lekko.
- Chętnie, ale dobrze wiesz, że i bez tego bym poszła – zaśmiałam się.
Powoli ruszyliśmy w kierunku wyjścia z zamku. Przez całą drogę myślałam o Syriuszu. Przecież… wtedy, kiedy mnie pocałował tak naprawdę nic nie poczułam. Dlaczego teraz nachodzą mnie takie, a nie inne myśli?
„Daje ci jasno do zrozumienia, że mu się podobasz”.
Tak, w tej kwestii Remus miał racje. Ale czy chce być jego kolejną zdobyczą, dziewczyną do kolekcji?
„Żeby się mną pobawił i zostawił tak jak każdą inną? W życiu!”
Zawsze był taki jak Rogacz. Ale może Syriusz się zmienił, w końcu coś zrozumiał? Choć bardziej prawdopodobne jest, że to tylko moje przypuszczenia. Więcej wskazywało na to, że wciąż jest tym samym, grającym na uczuciach innych egoistą.
„Cholera, Emily ile razy mam ci powtarzać, że między nami koniec?”
Czy kiedy się ze mną całował był jeszcze z tą całą Emily? I nie zważając na nic wykorzystał sytuację? Dlaczego wtedy to zrobił? Dla zabawy?
- O czym myślisz? – odezwał się nagle Remus. – Albo raczej powinienem zapytać: o kim?
- O… O nikim – wybełkotałam. Po jego minie zorientowałam się, że nie do końca satysfakcjonuje go taka odpowiedź.
- Więc kim jest ten nikt? – dopytywał, delikatnie się przy tym uśmiechając.
- Nic nie znaczącym kretynem, który w jakiś zdumiewający sposób wtargnął do moich myśli i za nic nie chce ich opuścić – wyrzuciłam, zastanawiając się przez chwilę nad prawdziwością moich słów.
Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- To chyba musi być jakiś mistrz legilimencji – stwierdził, wciąż lekko się uśmiechając. – Ale powiedz mi szczerze… Co się stało? – zapytał po chwili.
- Nic – mruknęłam. – Po prostu wszystko ostatnio jest takie… - przerwałam na chwilę, myśląc jak dobrze to ująć. – Inne.
- Inne?
Westchnęłam słysząc kolejne pytanie. Jak niby powiedzieć, że nie radzę sobie z własnymi uczuciami? Ba, nawet nie jestem do końca pewna ich istnienia.
- Tak… Inne. Nawet nie potrafię tego wyjaśnić – odparłam w końcu.
Starałam się uniknąć jego spojrzenia, zupełnie jakbym bała się, że będzie w stanie odczytać wszystko z mojej twarzy. Niestety nie uszło to uwadze Remusa. Po chwili stanął przede mną, blokując mi drogę tak, że w końcu byłam zmuszona na niego spojrzeć.
- Co ty robisz? – zapytałam cicho, spuszczając głowę.
- Martwię się o ciebie – odpowiedział.
- Nie masz do tego żadnego powodu.
Tym razem to on westchnął. Dotknął dłonią mojego podbródka i uniósł go delikatnie tak, że nasze spojrzenia się spotkały, a usta dzieliły zaledwie centymetry. Czułam jego ciepły, niespokojny oddech na mej twarzy. Mimowolnie wzdrygnęłam się przez doznanie tej bliskości, która w wysokim stopniu przypomniała mi sytuację z Syriuszem podczas szlabanu. Tak naprawdę po prostu się bałam, byłam wręcz przerażona myśląc, co będzie dalej. Nie chciałam tracić przyjaciela właśnie wtedy, kiedy uświadomiłam sobie, że nim jest.
- Mam. I to wiele, ale jeden przede wszystkim. Nie chce i nie pozwolę byś była smutna.