Harry Potter - Empty Caldron -->

czwartek, 12 lipca 2012

4. "Aquamenti".


Nie mogłam w to uwierzyć, ani jakkolwiek sobie tego wytłumaczyć. Remus w skrzydle szpitalnym? Nie zdziwiłabym się gdyby to Potter czy Black posprzeczali się z kimś i trafili tam po jakimś pojedynku, ale Lupin? Właściwie to nikt do końca nie wiedział co się wydarzyło. Oczywiście wszyscy mieli mniej lub bardziej wiarygodne przypuszczenia, ale sam Remus nie chciał na ten temat się wypowiadać. No i ten Snape… Przecież to z nim ostatnio się spotykał, czyżby miał z tym jakiś związek? Nie, to niezbyt możliwe. Ale jakim cudem Syriusz i James nic nie wiedzą? A może wiedzą, ale nie chcą nam nic powiedzieć?
Pani Pomfrey zdecydowała, że Remus zostanie u niej przez cały weekend. Z początku lekko protestował, ale w końcu nie miał wyboru. Regularnie go odwiedzaliśmy. Przyszedł też sam dyrektor, który po krótkiej rozmowie stwierdził tylko, że „wszystko jest pod kontrolą”. Wyglądało na to, że przejęliśmy się tym bardziej niż sam Lupin. Zapewniał, że nic takiego się nie stało i niepotrzebnie się zamartwiamy. Lekką ulgę poczułam dopiero, kiedy w poniedziałek wrócił do hogwarckiego gwaru.
- Trafiasz cały zadrapany, we krwi do skrzydła szpitalnego. Nie wiemy co się stało, ani w jakich okolicznościach, a ty mówisz, że wszystko w porządku? – wybuchłam w końcu, kiedy razem udawaliśmy się na śniadanie.
- To był tylko drobny wypadek – powiedział spokojnie. – Miło, że tak się o mnie martwisz, ale już się tak tym nie przejmuj.
- Przepraszam – zwróciła się do mnie niska Gryfonka, skutecznie przerywając naszą rozmowę. – Mogłabyś mi pokazać później gdzie jest biblioteka? Ostatnio profesor Binns zadał nam…
- Chętnie cię zaprowadzę – nie dał jej skończyć Lupin. Dziewczyna lekko zdziwiona skinęła tylko głową. – Do zobaczenia na transmutacji – uśmiechnął się i machnął mi ręką na pożegnanie.
Odwzajemniłam gest po czym udałam się do wielkiej sali, gdzie zajęłam miejsce obok Agnes.
- Cześć.
- Cześć – odpowiedziała wesoło.
- Gdzie Katie?
- Jeszcze śpi, nie chciałam jej budzić – wyjaśniła nabierając na talerz kilka pieczonych ziemniaków. – Z Remusem już lepiej?
-  Tak mi się wydaje.
- A słyszałaś o tym chłopaku, którego poturbowała bijąca wierzba? Davey Gudgeon, czy jakoś tak… Podobno za bardzo się do niej zbliżył. Od soboty leży w skrzydle szpitalnym.
- Nic nie wiedziałam… - zdziwiłam się, próbując przypomnieć sobie czy nie widziałam go czasem ostatnio w skrzydle w szpitalnym.
- Na Merlina, Shanti  jakim świecie ty żyjesz?
Nagle rozległ się szum i przez górne okna wleciały łopoczące skrzydłami sowy. Zaczęły krążyć nad głowami uczniów rzucając im listy i drobne paczuszki. Ten widok przypomniał mi, że obiecałam rodzicom regularnie do nich pisać.


***


- Sheppard, zdajesz sobie sprawę z tego, że od 15 minut trwa lekcja? – z przemyśleń wyrwał mnie surowy głos McGonagall.
- Tak, przepraszam… - wybąkałam prostując się i odruchowo chwytając leżącą przede mną na stoliku różdżkę.
Kobieta była wyraźnie niezadowolona. Odeszła od mojej ławki, by po chwili zatrzymać się przy swoim biurku i zademonstrować zaklęcie Duro, przemieniając za pomocą niego filiżankę w kamień.
- Proste, prawda? – znów zagrzmiał jej głos. – Dziś je sobie przećwiczycie, a na następnej lekcji nie chcę słyszeć, że ktoś jeszcze go nie opanował.
Jednym ruchem różdżki otworzyła drzwiczki stojącej zaraz obok niej starej szafy. Drugi ruch spowodował, że równym rzędem wyleciały z niej średniej wielkości pucharki na wodę, które po chwili wylądowały pojedynczo przed każdym z uczniów. Ucieszyłam się, że w końcu zajmujemy się czymś bardziej praktycznym, ale ta radość nie trwała zbyt długo.
- Duro – powiedziałam któryś raz z kolei. Kielich drgnął jedynie delikatnie.
Cholera jasna! Nie radzę sobie nawet z prostym zaklęciem!
- Skup się, z takim podejściem nigdy ci nie wyjdzie – Remus podszedł do mnie uśmiechając się. Jego kielich od dobrej chwili był już przetransmutowany.
- Staram się – mruknęłam niezadowolona. Chłopak usiadł na wolnym krzesełku obok mnie (Lily poszła do Katie, której efekty były podobne do moich).
- Źle trzymasz różdżkę – stwierdził przyglądając się mym kolejnym nieudolnym próbom.
- Ona po prostu nie może przestać o mnie myśleć – powiedział Syriusz szczerząc się przy tym.
- O co ci znowu chodzi? – posłałam mu mordercze spojrzenie.
-  Nie udawaj, przecież widzę, że…
- Że co? – prawie krzyknęłam nie dając mu tym samym skończyć.
- Dosyć tego! Black, Sheppard szlaban. Jutro o siódmej widzę was w moim gabinecie.
- Świetnie – mruknęłam pod nosem. Wizja spędzenia wieczoru z Black’iem nie należała do najprzyjemniejszych.


***


Kiedy razem z Lily i Agnes udawałyśmy się na lekcje historii magii deszcz niemiłosiernie bębnił w parapety okien. Korytarze były prawie puste, co w taką pogodę zdarzało się wyjątkowo rzadko.
- Nie wiecie co ostatnio się dzieje z Katie? – zapytałam. – Prawie w ogóle się do mnie nie odzywa.
Zapadła cisza. Dziewczyny musiały uznać, że nie będzie to łatwa rozmowa.
- Chodzi o ciebie i Syriusza – powiedziała Agnes.
- Bo widzisz… - zaczęła Lily. – Ona uważa, że coś was łączy – dodała zarzucając na ramie ciężką torbę wypełnioną książkami.
- Przecież ani z nim nie jestem, ani nie zamierzam być – oburzyłam się.
- My to wiemy, ale według niej to tylko kwestia czasu.
- Sama wiesz jak Syriusz się do ciebie zwraca. Jeszcze teraz ten wspólny szlaban…
- No właśnie, szlaban – mruknęłam kładąc nacisk na ostatnie słowo. – Przecież nie idę z nim na randkę.
Chwilę później wyjaśniła się zagadkowa pustka na korytarzach. Potter i Black zachęcani przez grupkę wtórujących im Gryfonów i Gryfonek stali naprzeciwko Severusa celując w niego różdżkami. Trochę dalej od nich Remus i Peter przyglądali się im. Pierwszy wyczekująco, drugi wyraźnie zachwycony.
- Chcecie zobaczyć pierwsze spotkanie Smarkerusa z wodą? – kpił James.  Aquamenti! – ryknął, a z jego różdżki prosto w Ślizgona wystrzelił strumień wody sprawiając, że ten wyglądał jakby dopiero co opuścił basen. Otaczające ich dziewczyny pisnęły.
- Dosyć tego! – wrzasnęła rudowłosa kierując się w jego stronę. Obie ruszyłyśmy za nią wyjmując w tym czasie różdżki.
- Ale Liluś kochanie, nie wiesz co on… - zaczął się tłumaczyć James.
- Nic mnie to nie interesuje, Potter i nie jestem twoim kochaniem! Nie możesz ot tak urządzać sobie pojedynków na korytarzu!
- Przecież on nie potrafi nawet… A zresztą… Po co tracisz czas na tego smarka, lepiej…
- Nie, nie umówię się z tobą – syknęła wyprzedzając jego słowa.
- Expelliarmus – szepnęłam widząc jak Black podnosi różdżkę. Ta natychmiast wyleciała mu z ręki spadając na podłogę. 
W tym samym momencie zza rogu wyszła profesor McGonagall. Pospiesznie schowałam różdżkę. Już z daleka widać było jej zdenerwowanie.
- Potter!
- Tak, wiem, do gabinetu…


***

Dla nikogo nie było już zaskoczeniem, że kolejne lekcje zaczynały się od ponownego przypominania nam o czekających nas sumach. Wszyscy mieli już dosyć tych pouczeń, a szczególnie powiększających się list prac domowych, które mieliśmy oddawać w niezbyt długich terminach.
Następny dzień był tak samo ponury i mokry jak poprzedni. Obudziłam się dosyć wcześnie. Po chwili leżenia i gapienia się w sufit wzięłam do ręki kawałek pergaminu oraz pióro. Pomyślałam, że skoro nie chce mi się spać napiszę list do rodziców. Zajęło mi to dłuższą chwilę. Nigdy nie wiedziałam, co napisać więc wspomniałam w nim tylko, że nie mogłam wysłać go wcześniej bo mamy wiele nauki, a poza tym wszystko jest w porządku.  
Schodząc do pokoju wspólnego byłam absolutnie pewna, że nikogo tam nie spotkam. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy ujrzałam pochylonego nad książkami Remusa.
- Cześć – powiedziałam przeciągając się.
- Cześć – odpowiedział. – Co tu robisz tak wcześnie?
- Chciałam ci zadać to samo pytanie… – odparłam. – Właśnie idę wysłać sowę do rodziców. Może jeszcze znajdę tam jakąś. A ty?
- Ćwiczyłem Innaminitus Conjurus na transmutację – powiedział, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonywująco szczególnie ze względu na to, że nie znalazłam w polu widzenia jego różdżki. -  A co do sowy, to jeśli chcesz mogę pożyczyć ci swoją. Te szkolne płomykówki często gubią drogę .
- Naprawdę? – ucieszyłam się.
- Przecież to żaden problem. Idziemy od razu do sowiarni, czy wolałabyś później? – zapytał uśmiechając się lekko.
- Wolałabym mieć to już z głowy – odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech.
_____________________________________________________
Ech, nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, ale mam nadzieję, że komuś się spodoba : ) Nie wiem, kiedy pojawi się następny, ale obiecuję, że bardziej się postaram ;d

9 komentarzy:

  1. Aleś ty szybko dodajesz rozdziały... też chciałabym mieć takiego wena *beczy*
    Moje komentarze będą zawsze krótkie, okay?
    Co do rozdziału: podoba mi się, ale daj jakąś większą akcje w przyszłości. Mam nadzieję, że to nie będzie jeden z tych nudnych blogów, które opowiada o *bu bu bu* i coś tam jeszcze. Podoba mi się rozdział ;) Weny życzę xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Na http://lilyevans-jamespotter-huncwoci.blog.onet.pl/ pojawiła się nowa notka, więc zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. REMUS team! <3 Ugh nie cierpię jak się znęcają nad Sevem =.= Bardzo mi się podobał (rozdział) chociaż.. jest ten niedosyt, w sensie jestem po prostu ciekawa kiedy podzieli się z nią swoim 'sekretem'. Czekam z niecierpliwością na następny! ;)
    Pozdrawiam i oby wena trzymała ^_^

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam pojęcia czemu podoba mi się bardzo.
    chyba zostanę wielbicielką panny Sheppard.
    ta dziewczyna ma ikrę i jestem ciekawa z kim będzie.
    z ta dziewczyna.
    z remusem czy z Syriuszem?
    Lubię obudwu więc sama nie wiem co zdecydujesz.
    czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Taak. Dzięki za komentarz no moim blogu (przyp. huncwoci-i-lily-w-hogwarcie.blogspot.com). Lepiej nie czytaj innych rozdziałów,bo tylko stracę dobrą opinię u Ciebie. xD (te pozostałe notki są żałosne). Dość o mnie. Bardzo podoba mi się Twój blog. Jest Lily i James,więc na pewno będzie szalenie ciekawie (i zabawnie). Główna bohaterka jest w miarę ciekawą postacią. Życzę dalszej weny,bo naprawdę przyjemnie się czyta Twoje opowiadanie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczynając czytać Twoje opowiadanie byłam bardziej sceptyczna niż chętna. Gdy przeczytałam pierwszy rozdział, byłam jeszcze bardziej sceptyczna, a jednak pozytywnie mnie zaskoczyłaś!
    Nie sądziłam, że pójdziesz w stronę Remusa. Byłam niemal pewna, że jej serce drgnie na widok Syriusza i będą razem. Zresztą poszłam na łatwiznę, myśląc tak, bo zasugerował mi to jeden z tytułów rozdziałów.
    Ogólnie pomimo czterech rozdziałów, niewiele mogę powiedzieć o akcji, która dopiero się rozkręca i z rozdziału na rozdział jest jej coraz więcej.
    Postać Shanti jest... Na razie nie wiem, co o niej myśleć. Z jeden strony jest zbyt idealna, ale z drugiej pierwszoosobowa narracja znacznie ułatwia zrozumienie jej charakteru, motywów postępowania i psychiki. Wydaje mi się jednak, że na razie nie jest zbyt naturalna, a stanowczo za bardzo podobna do postaci Lily Evans. Obydwie właściwie są identyczne oprócz tego, że Sheppard jest prefektem i chyba ma większe ambicje. Evans za bardzo stanowi tło dla Shanti i w ogóle tego nie rozumiem.
    Nie rozumiem, dlaczego Remus zadaje się z Severusem. Pewnie tkwi w tym jakaś głębsza tajemnica i mocno mnie tym zaintrygowałaś.
    Twoje ma opowiadanie ma cudowny klimat. Świetnie opisujesz rozmowy między Jamesem a Syriuszem. Zresztą, James w Twoim opowiadaniu to sama słodycz. Co z tego, że nieco wnerwiający i strasznie infantylny, gdy człowiek nie może powstrzymać wypływającego na twarz uśmiechu?;D
    Zauważyłam kilka brakujących przecinków, jeśli chodzi o imiesłowy przysłówkowe współczesne.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
    [muniette.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  7. A mnie rozdział jak najbardziej się podoba.
    Dziwi mnie jednak to, że Remus nikomu nie chce powiedzieć co mu się stało. Mam jakieś takie niejasne odczucie, że ma to coś wspólnego z Severusem. No, ale to tylko moje odczucia. Och, no i kolejny "atak" Huncwotów na Snape - bardzo mi się podoba, choć można było przewidzieć jak to się skończy. Wparuje Lily, wejdzie McGonagall... mogłabyś rozkręcić to jakoś inaczej, ale się nie uskarżam. Ten tekst Jamesa... :Tak, wiem, do gabinetu..." - jak go czytałam, to aż mogłam usłyszeć jego rezygnację w głosie.
    Co do relacji Black&Sheppard. Ciekawie by było, gdyby oni byli później razem. Ale zapewne mnie zaskoczysz i tak się nie stanie. No cóż, by się tego dowiedzieć, muszę czekać na ciąg dalszy.
    Życzę weny, która mi ostatnio nie dopisuje ;/. I czekam na nową notkę.
    Pozdrawiam, cienie-magii

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć, postanowiłam od nowa założyć moje bloga!
    Jest oczywiście o tej samej tematyce, czyli o Huncwotach, ale zmieniłam główną bohaterkę i ogólnie całą fabułę.
    http://tajemnice-hogwartu.blogspot.com/ Dodaję do linków:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział. Bardzo mnie zaciekawiłaś:)

    u mnie też nowa notka
    http://odzyskac-dawne-zycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń